Jeśli kiedyś marzyliście, aby jak w Casablance usiąść z Bogartem przy stole, albo jak w Midnight in Paris szlajać się po knajpach z Hemingway’em i zaszyć w jednej, to teoretycznie mielibyście na to szansę - wystarczyło się urodzić jakieś sto lat temu w Wenecji. Tam jest Harry’s Bar, gdzie panowie bywali, a może nawet się spotykali.
Ćmy barowe nie będą niestety tematem tego wpisu. Nawet mimo tego, że u Harrego bywali Orson Welles, Truman Capote… Nie - tematem wpisu jest ówczesny barman i właściciel Harrego, niejaki Giuseppe Cipriani, a właściwie drink, który łaskaw był nam kiedyś zaprezentować, czyli słynne Bellini.
Z samym otwarciem baru wiąże się ciekawa historia. Cipriani był swojego czasu barmanem w Hotelu Europa w Wenecji, gdzie pieniądze swojej bogatej rodziny przepijał młody Amerykanin, Harry Pickering. Pewnego dnia chłopak przestał przychodzić do hotelu. Ciprianiemu udało się go przypadkiem spotkać na ulicy i ustalił, że rodzina odcięła chłopaka od funduszy ze względu na jego skłonności. Barman postanowił pożyczyć mu pieniądze. Lekką ręką odpalił mu dziesięć tysięcy lirów (czyli około siedem tysięcy współczesnych dolarów). Chłopaka wcięło na dwa lata, po czym wrócił, odnalazł Ciprianiego, serdecznie mu podziękował i oddał pieniądze. Najwyraźniej pogodził się w międzyczasie z bogatymi krewnymi, bo nie tylko oddał barmanowi 5 razy więcej, niż ten mu pożyczył, ale dorzucił jeszcze czterdzieści tysięcy lirów mówiąc, że starczy to w sam raz na otwarcie nowego pubu. Tak też powstał Harry’s Bar i tłumaczy to przy okazji, skąd się wzięła nazwa.
Pub otworzył się w 1931, pierwsze Bellini polano w 1948. Pomysł i receptura powstała gdzieś pomiędzy. Przypomnieć w tym miejscu należy, że Prosecco to właśnie region Veneto, a Conegliano leży raptem 60 kilometrów od Wenecji. Jako że całe menu u Ciprianiego oparte były o modne dziś lokalność i sezonowość, to aż prosiło się o wykorzystanie musiaka i pięknych, rosnących dookoła brzoskwiń. Do tematu owoców wrócimy później, niejako na deser. Oryginalna receptura drinka zakłada jedną część puree ze świeżych brzoskwiń uzupełnione dwiema częściami Prosecco (dziś nierzadko jest to Szampan). Wszystko zaserwowane w zmrożonym kieliszku typu “flute”. Tak wymyślił to Cipriani; kolor tego, co otrzymał, przypomniał mu barwy szat świętych na obrazach XVI-wiecznego artysty, Giovanniego Bellini i jego nazwiskiem właśnie zdecydował się nazwać swojego drinka. Za sprawą takiej a nie innej klienteli baru u Harry’ego drink szybko zawędrował do Paryża, Londynu i jeszcze dalej, za ocean. Zyskał międzynarodową sławę, którą cieszy się do dziś.
W tym samym czasie, w 1947 roku, w pobliskich wzgórzach, Luciano Canella założył skoncentrowaną na produkcji Prosecco winiarnię. Przejęta później przez jego dzieci wciąż stawiała na wina najwyższej jakości, dorobiła się statusu DOCG, a w 1988 roku zaproponowała świetną rzecz - gotowe Bellini. Najwyższej jakości Prosecco, najbardziej dojrzałe lokalne brzoskwinie z małym, autorskim twistem - kroplą soku malinowego.
Macie ochotę? Zapraszamy do darwina.pl!
A jeśli już o ochocie, obiecany deser. Kilka cytatów z regularnej rubryki panów Piórko i Bieńczyka, których lubię i podziwiam. Pozwalam sobie skopiować w całości w przekonaniu, że im więcej osób ich czyta, tym dla wszystkich lepiej.
Z poważaniem, Kulkiewicz.
.
"- Zwłaszcza jak się jest demonem seksu, którego tylko kwintal brzoskwiń zaspokoi, a i to na krótko. Ja potrafię się cieszyć tym tuzinem czy dwoma, które uda mi się w letnie miesiące zdobyć. Starannie dozowana rozkosz ma większą intensywność niż ta orgiastyczna i rozpasana."
"- Flauberta da się przebić. Bohater słynnego wiersza Eliota sprzed stu lat, tchórz i fajtłapa nazwiskiem Prufrock, boi się jedzenia brzoskwiń w towarzystwie dam. Spożywanie ich, choćby nożem i widelcem, najwyraźniej jest dla niego czynnością tak erotyczną, że aż wstydliwą. Nie chodzi tylko o cieknący z nich sok, lecz nieuchronne skojarzenia z kształtem całego owocu."
.
"- Zastanawiam się, czy da się jeszcze utożsamić wstyd z owocem.
- Nawet tak kalorycznym jak banan?
- No tak. To, co człowiek zrobił bananowi, przechodzi ludzkie pojęcie. Był sobie spokojny owoc, rósł jak Pan Bóg przykazał, a tu nagle zaczęto go nachalnie usymboliczniać i trafił do najgorszych pornograficznych czy pornografizujących pisemek. Co więcej, trafił jako symbol, a nie jako pożywienie, do szkół w przodujących państwach, i dzieci skandynawskie uczą się na nim, jak zakładać prezerwatywę. Brzoskwinia jest na szczęście niedopowiedziana, delikatnie sugerująca i w tym sensie jest erotyczna. Przy pornograficznym bananie to uosobienie dyskretnego czaru zmysłów."
.
"- No tak, wszystko się zgadza, młodość mieliśmy piękną i beztroską jak Bellini. Więc możemy już teraz przejść do seksu?
- Musimy. Zacznijmy od pytania, jak jesz brzoskwinie.
- To zależy, ile ich mam. Jeśli cały koszyk, to znajduję zacienione miejsce z przyjemnym widokiem i jem, nie obierając brzoskwiń ze skórki, jedną za drugą, oblizując się bezwstydnie. Wgryzam się w tę pachnącą poduszeczkę jak w jabłko, po paru gryzach wydłubuję pestkę, zjadam owoc do końca i wzdycham, zanim sięgnę po kolejny. Jeśli mam tylko jedną czy dwie, to strasznie się z nimi certolę."
.
"- Hodowla brzoskwiń w naszym klimacie to śliska sprawa.
- Jak obrana brzoskwinia.
- Masz na myśli - obnażona?
- Mam na myśli obiad w towarzystwie brzoskwiń.
- To dobrze się składa, bo właśnie zapoznałem takie cztery, całkiem niczego sobie."
.
.
Sobota, jeszcze trochę ciepło, bellini. Połączenia, doznania dobierzcie sobie sami i zróbcie z tego dobry użytek, brzoskwinki.