Udało mi się pójść na 7 Ogólnopolski Salon Win i Alkoholi M&P. Uczestników było dużo więcej niż na degustacji win hiszpańskich, było też o wiele więcej stanowisk, bo aż 63. Nie sposób wszystkiego spróbować. Do degustowania wybraliśmy wina najlepsze, często najdroższe, winiarskie legendy oraz wina klasyczne. Dwa miesiące temu nie miałabym pojęcia czym które wina różnią się od siebie, a teraz stałam w kolejce po Chateauneuf-du-Pape podekscytowana niczym szesnastolatka przed koncertem Biebera.
Valpolicella Ripasso okazała się jedynym winem z wyższej półki, które moje niedoświadczone podniebienie zdołało docenić i faktycznie się nim zachwycić. Przepiękny zapach, smak minimalnie słodkawy i jednocześnie przyjemnie cierpki, co mnie zaskoczyło. Przeważnie cierpkość mnie wykręca i odrzuca. Póki co. Oczko wyżej od Valpolicelli stoi Amarone, duma Werony. Smakowało podobnie, ale na odwrót. Czyli najpierw przyjemnie rozprowadzało delikatną słodycz, po czym atakowało całą przestrzeń intensywnością, zostając na długo w pamięci kubków smakowych.
Z największych klasyk świata skosztowałam również Barolo, włoską legendę, króla Piemontu. Wydawało się na tyle intensywne, że aż nie zdatne do picia. Zapewne bardziej znający się na winach właśnie oskarżają mnie o bluźnierstwa. Być może niewystarczająco długo wino odstało po otwarciu butelki, przez co nie zdążyło do siebie dojść po latach zamknięcia najpierw w beczce, potem w butelce.
Zrozumiałam również, co niektórzy mają na myśli komentując próbowane wino „...mmhmm... wino ma posmak lekko dżemisty... tak...” Dokładnie taki zapach i posmak miała Rioja Gran Reserva. Podobnie do Amarone, w pierwszych sekundach wydawała się słodkawa, gęsta, dżemista właśnie (smak: owoce leśne), bo czym atakowała nie tyle intensywnością, co taninami i ostrym, nie znoszącym sprzeciwu charakterem.