S Delafont
S. Delafont – tam, gdzie burgundzkie DNA spotyka langwedocki temperament
Gdyby S. Delafont była postacią z filmu, to byłaby tym eleganckim Francuzem w lnianej marynarce, który jednym spojrzeniem rozpoznaje dobre terroir, a drugim – że właśnie popijasz zły rocznik. Ta butikowa winnica, założona przez Sébastiena Delafonta, to projekt tak osobisty, że winorośle niemal mają jego inicjały wypalone na liściach.
Narodziny pomysłu: Burgundia w Languedoc
Delafont nie wziął się znikąd. Urodzony z burgundzkim zmysłem do wina, ale zakochany w słonecznej Langwedocji – jakby Pinot Noir miał romans z Grenache'em w świetle śródziemnomorskiego zachodu słońca. Sébastien zrezygnował z przemysłowego podejścia do produkcji i stworzył atelier win, gdzie każda partia to oddzielna opowieść, a nie wynik masowej produkcji.
I właśnie dlatego jego wina nie są tworzone – one są komponowane. Jak jazz w kieliszku.
Gdzie technologia spotyka terroir
S. Delafont działa w formule negoce haute couture – selekcjonuje najlepsze grona od zaprzyjaźnionych winiarzy z wybranych apelacji Langwedocji (np. Pic Saint-Loup, Faugères, Terrasses du Larzac), a następnie – niczym mistrz kuchni molekularnej – komponuje z nich wina w swoim „laboratorium” w Béziers.
Nie ma tu zbędnych beczek z Ikei. Są za to zbiorniki z kontrolowaną temperaturą, mikrozbiory, fermentacja z dzikimi drożdżami i niekończące się testy degustacyjne, które zapewne niejednemu pracownikowi dały alibi na „chwilowe zamglenie percepcji”.
Styl: nowa Langwedocja z duszą starej Europy
Wina S. Delafont to dzieła sztuki – ale bez tej całej nadęcia. Czyste, eleganckie, mineralne i zaskakująco świeże jak na południowy klimat. To butelki, które świetnie wyglądają na półce, ale jeszcze lepiej znikają ze stołu. Znajdziesz tu:
-
Chardonnay o finezji szampana, ale bez bąbelków i nadęcia.
-
Grenache tak miękkie, że chciałbyś się w nim owinąć jak w koc z kaszmiru.
-
Syrah z pieprzną charyzmą, która przydałaby się niejednemu politykowi.
Filozofia? Niezależność, precyzja, radość
S. Delafont nie produkuje win „dla mas”. Nie znajdziesz go na lotniskach ani w tanich marketach. Jego wina są jak prywatny koncert jazzowy – trzeba wiedzieć, gdzie pukać. To produkcja na małą skalę, z poszanowaniem środowiska, bez herbicydów, z minimalną interwencją, ale maksymalnym smakiem.
A co mówi sam mistrz Delafont? Że jego wina mają być jak dobra rozmowa – szczere, złożone i nieco zaskakujące.
S. Delafont – tam, gdzie burgundzkie DNA spotyka langwedocki temperament
Gdyby S. Delafont była postacią z filmu, to byłaby tym eleganckim Francuzem w lnianej marynarce, który jednym spojrzeniem rozpoznaje dobre terroir, a drugim – że właśnie popijasz zły rocznik. Ta butikowa winnica, założona przez Sébastiena Delafonta, to projekt tak osobisty, że winorośle niemal mają jego inicjały wypalone na liściach.
Narodziny pomysłu: Burgundia w Languedoc
Delafont nie wziął się znikąd. Urodzony z burgundzkim zmysłem do wina, ale zakochany w słonecznej Langwedocji – jakby Pinot Noir miał romans z Grenache'em w świetle śródziemnomorskiego zachodu słońca. Sébastien zrezygnował z przemysłowego podejścia do produkcji i stworzył atelier win, gdzie każda partia to oddzielna opowieść, a nie wynik masowej produkcji.
I właśnie dlatego jego wina nie są tworzone – one są komponowane. Jak jazz w kieliszku.
Gdzie technologia spotyka terroir
S. Delafont działa w formule negoce haute couture – selekcjonuje najlepsze grona od zaprzyjaźnionych winiarzy z wybranych apelacji Langwedocji (np. Pic Saint-Loup, Faugères, Terrasses du Larzac), a następnie – niczym mistrz kuchni molekularnej – komponuje z nich wina w swoim „laboratorium” w Béziers.
Nie ma tu zbędnych beczek z Ikei. Są za to zbiorniki z kontrolowaną temperaturą, mikrozbiory, fermentacja z dzikimi drożdżami i niekończące się testy degustacyjne, które zapewne niejednemu pracownikowi dały alibi na „chwilowe zamglenie percepcji”.
Styl: nowa Langwedocja z duszą starej Europy
Wina S. Delafont to dzieła sztuki – ale bez tej całej nadęcia. Czyste, eleganckie, mineralne i zaskakująco świeże jak na południowy klimat. To butelki, które świetnie wyglądają na półce, ale jeszcze lepiej znikają ze stołu. Znajdziesz tu:
-
Chardonnay o finezji szampana, ale bez bąbelków i nadęcia.
-
Grenache tak miękkie, że chciałbyś się w nim owinąć jak w koc z kaszmiru.
-
Syrah z pieprzną charyzmą, która przydałaby się niejednemu politykowi.
Filozofia? Niezależność, precyzja, radość
S. Delafont nie produkuje win „dla mas”. Nie znajdziesz go na lotniskach ani w tanich marketach. Jego wina są jak prywatny koncert jazzowy – trzeba wiedzieć, gdzie pukać. To produkcja na małą skalę, z poszanowaniem środowiska, bez herbicydów, z minimalną interwencją, ale maksymalnym smakiem.
A co mówi sam mistrz Delafont? Że jego wina mają być jak dobra rozmowa – szczere, złożone i nieco zaskakujące.